poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 5

 Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam ale przechodziłam totalną załamkę psychiczną. Postaram się nadrobić zaległości i dodawać notki tak często jak tylko będzie to możliwe. :)
Dziękuję również tym, którzy mimo wszystko czytają jeszcze mojego bloga.
P.S. Chciałabym również aby każdy kto tutaj wejdzie niech zostawi po sobie ślad. Bardzo chciałabym widzieć kto jeszcze czyta to opowiadanie.


'Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie.'
Przygotowania do koronacji szły pełną parą. Nikt nie próżnował. Zaproszenia już wysłane, sale przystrojone, komnaty uszykowane dla gości. Poczęstunek przygotowywany, jedynie stroje są jeszcze szyte.  Pierwsze przymiarki już za mną. Muszę przyznać że ogromnie podobały mi się propozycje strojów. Tak.. strojów, bo aż w ciągu jednej uroczystości będę miała na sobie trzy sukienki : koronacyjną, luźną na poczęstunek oraz wieczorową na tańce. Nie stresowałam się, ale byłam przestraszona, ponieważ nie wiedziałam co będzie potem. To kolejna zmiana w moim życiu. Kiedyś opiekowałam się tylko i wyłącznie psem. A teraz? Wszyscy zamieszkujący Arkadię będą pod moją opieką. Niepokój rośnie z każdą chwilą. Chciałabym mieć przy sobie kogoś bliskiego. Kogoś komu mogłabym się wygadać. Kogoś komu ufałabym bezgranicznie. Chciałabym mieć przy sobie przyjaciela lub siostrę. Jestem tutaj tyle czasu a nadal jej nie odnalazłam. Czuję się jakby szczęście przestało mi sprzyjać, jakbym wszystkie dotychczasowe osiągnięcia zdobyła fartem, który opuścił mnie gdy przekroczyłam bramę Arkadii. Jestem wykończona tym wszystkim, jutrzejszą koronacją, zajęciami z Anabel, szukaniem siostry. Siostra.. tak bardzo chciałabym ją poznać a nawet nie potrafię jej odszukać. Jestem beznadziejna w tym co robię.No może nie tak do końca bo umiejętność panowania nad wodą szła mi bardzo dobrze. Anabel powiedziała, że już nie długo osiągnę swój cel a wtedy otrzymam od Cristiny dar. Ciekawość zżerała mnie od środka. Wieczorami często rozmyślałam co to mogłoby być. Czy ułatwiłaby mi ta zdolność pokonanie Damona? Hmm.. Danom. Boże jak może kochać i nienawidzić jednocześnie jedną osobę? Jak to możliwe, że oddałabym za niego życie a on chce mnie zabić? Takie zmartwienia nie dawały mi chwili spokoju. Ostatnie byłam w ciągłym biegu, każdy czegoś ode mnie chciał wymagała, prosił o radę, ale nikt nie spytał się jak JA się czuję i czego JA potrzebuję. Zdarzało się, że Amy raz na jakiś czas przychodziła do mnie ale to i tak za mało. Chciałam poczuć, że komuś na mnie zależy, że ktoś się o mnie martwi, troszczy, pragnie mojego szczęścia i będzie mnie kochał bezgranicznie. Czy to naprawdę tak wiele? Z zamyśleń wyrwało mnie wołanie, że pora na ostatnią przymiarkę sukni przed koronacją.
 Po kolei przymierzałam sukienki. Pierwsza była koronacyjna. Przepiękna lecz płaszcz sprawiał lekki problem bo był dość ciężki i długi ale można było się przyzwyczaić.
Przyszła kolej na suknię, którą będę miała na sobie podczas poczęstunku. Na początku wyobrażałam sobie, że będzie to jakaś krótka zwiewna sukienka ale gdy tylko zobaczyłam sukienkę uszytą specjalnie na tą okazje bardzo się zdziwiłam. Sukienka była wykonana z bardzo cienkiego, czarnego materiału, prawie, że siateczki. Na niej znajdowały się imitacje liści i kwiatów, które zasłaniały intymne  części ciała.

Najbardziej właśnie spodobała mi się ostatnia sukienka. Wyglądała bajecznie. Trudno ją opisać słowami. Wyglądała jakby ktoś z góry obsypał ją milionami maleńkich gwiazd. Po porostu zapierała dech w piersi.
-.-.-.-.-
Siedzę na balkonie i patrzę na park rozciągający się niedaleko. Wieje delikatny chłodny wiatr. Dostaję gęsiej skórki, niebo zaczęło się zachmurzać a mnie ogarniał coraz większy niepokój. Wzięłam pamiętnik mamy i skierowałam się do pokoju. Ciągnę za klamkę ale drzwi się zatrzasnęły. Nie mam innej drogi ucieczki. Jak otwierają się wrota Arkadii. Ogromny huk. Słyszałam alarm. Ktoś woła moje imię. Patrzyłam z balkonu na zamieszanie po drugiej stronie królestwa. Postaci w czarnych strojach szły prosto na zamek. Przestraszyłam się. Ktoś wyważył drzwi do mojej komnaty.
-Nathaniel! Tutaj jestem.!- Zaczęłam krzyczeć i uderzać w szybę drzwi. Ten natychmiast przybiegł i mnie uwolnił- Co się tam dzieje?
-Napadli na nas. Wysłannicy z Erny przyszli po Ciebie. Musimy uciekać Natychmiast!
-Dlaczego? Dlaczego po mnie? Czy inni są bezpieczni? Myślałam, że nie można od tak włamać się do Arkadii.
-Bo nie można, ktoś nas zdradził. Ale tak, są bezpieczni. Dziwnie.. nie walczą, po prostu przyszli i skierowali się prosto w tą stronę. Złap moją rękę. Przeniosę Cię w bezpieczne miejsce.
Mocno trzymam jego dłoń i patrzę jak moi bliscy uciekają, są przestraszeni i zdezorientowani. Błagają o pomoc a ja zachowuję się jak dziecko. Uciekam. Boję się a powinnam walczyć o moje królestwo. Nie powinnam pozwolić aby do tego doszło.Nie mogę stąd odejść nie teraz gdy jestem najbardziej potrzebna. W ostatniej chwili puściłam dłoń Nathaniela i zostałam a on znikł. Szybko skierowałam się na główny plac. Odszukałam przyjaciół i u ich boku stanęłam do walki. Nie umiałam walczyć. Nigdy się nie biłam ale umiałam jedno. Potrafiłam władać wodą. Kazałam Alexowi i Lily mnie osłaniać. Ruszyliśmy w kierunku parku. Dosztrzegli to napastnicy. Jeden z nich krzyczał, że mają mnie złapać ale mam być żywa. Obejrzałam się za siebie i zamarłam. Za mną biegł Damon. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Kochałam i nienawidziłam tego człowieka. Chciał mnie zabić a ja go kochałam. Tak bardzo, że aż bolało. Nie wiedziałam co robić. Otoczyli nas. Sami nie pokonalibyśmy ich. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy. Nikt nie mógł nam pomóc.
Rose.. myśl. poganiałam samą siebie w myślach. Nagle bum.. Tak to jest to. Skupiłam się myślami na pobliskiej fontannie. Formowałam z niej wielkiego rycerza, który obroni mnie i przyjaciół. Postać powolni nabiera formy. Małymi krokami zbliżała się do Damona i jego zwolenników. Spostrzegli ją i się przestraszyli. Prawdopodobnie jeszcze nigdy nie widzieli czegoś takiego. Rycerz zamierzał w tej chwili zaatakować kiedy król Erny powiedział:
-Jeśli nas zabijesz nigdy nie poznasz całej prawdy o sobie. Nigdy nie dowiesz się kto jest Twoją siostrą. Będziesz miała złamane serce z wielu powodów.- Jestem w szoku. On wie kto jest moją siostrą i pewnie domyśla się, że coś do niego czuję.
-Nie pozwolę abyś krzywdził niewinne osoby. Nic o mnie nie wiem. Nie znasz mnie ani mojej siostry.
-Wiem więcej niż Ci się wydaje. Jeśli pójdziesz ze mną nic nikomu się nie stanie.- Jego słowa mnie wyprowadziły z równowagi.
Zmieniłam formę wody w ogromną kulę i siłą woli cisnęłam nią prosto w Damona. Odrzuciło go i jego pomocników a ja z Lily i Alexem wróciliśmy na główny plac. Walka nie ustawała. Walczyłam ile tylko miałam sił gdy nagle z tłumu wyłoniła się Sophie i ciągnęła za sobą Amy. Nie wiedziałam co się dzieje. Śledziłam je do momentu kiedy Sophie oddała Amy w ręce Damona. A ten powiedział do mojej przyjaciółki:
-No to jak maleńka? Zobaczymy czy Twoja siostra przyjdzie Ci na ratunek.
Wyszłam z ukrycia i odważnie powiedziałam:
-Puść ją! Wiem, że to mnie chcesz. Chcesz osobę błękitnej krwi. Ale stawiam warunek. Jeśli mnie zabijesz nigdy więcej nie tkniesz mojej siostry ani nikogo innego z Arkadii.
-Hmm.. Umowa stoi. Zatem chodźmy.
-.-.-.-.-