środa, 9 lipca 2014

Rozdział 7

"Miłość nie jest po to by dać nam szczęście ale po to byśmy mogli sprawdzić jak silna jest nasza odporność na ból"

 Minęły trzy dni od kiedy zabito księżniczkę. Armia nefilim oczywiście przyszła ją uratować ale było było już za późno. Oba królestwa nosiły żałobę. Każdy poczuł jakby stracił coś cennego, kawałek siebie. Nadzieja odeszła a wschód słońca nie zwiastował lepszych dni. Natomiast z pięknych zachodów nikt się już nie cieszył. Nawet niebo opłakiwało Rosalie. Ziemię otulała gęsta mgła. Każdej północy wszyscy przychodzili przed świątynię oddać hołd i odmówić modlitwę za zmarłą. Byli tam również niektórzy mieszkańcy Erny.
-.-.-.-.-
-Jak mogłaś to zrobić.?! Zabroniłem Ci! To przez Cb nie żyje. Wszystko zniszczyłaś. WSZYSTKO!!- Wściekły Damon spojrzał z odrazą na Soophie - Odejdź, nie ma tu już dla Cb miejsca i nigdy nie będzie. Nie chcę Cię widzieć na terenie mojego państwa.- Po tych słowach nastała głucha cisza.
-Nie możesz mi tego zrobić! Przecież mieliśmy plan a ja Ci tylko w tym pomogłam. Mieliśmy zostać najpotężniejszymi władcami i zjednoczyć królestwa. Pamiętasz? Sam mówiłeś, że zawsze będziemy razem.- Blondynka próbowała się bronić przed wygnaniem lecz na marne. Król spojrzał na nią z litością i odszedł. Mijając kochankę kazał strażom ją wyprowadzić. 

Dlaczego pozwoliłem na coś tak strasznego? Może bałem się przyznać sam przed sobą że pierwszy raz od bardzo dawna coś poczułem. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem księżniczkę Rose pomyślałem, że kogoś mi przypomina i w nocy już wiedziałem. To ona śniła mi się co roku w Sylwestra. I dlatego uwielbiałem to święto. Czekałem, aż znów przyjdzie i opowie mi piękną historię. Zabierze mnie do krainy gdzie spełniają się marzenia. Wtedy nie było strachu, nie było ból. Było szczęście. Tak bardzo mi tego brakuje. Tęsknię, za tą miłością, którą wtedy ją obdarzyłem. Tęsknię za jej uśmiechem, dotykiem, głosem. Tęsknię za jej miłością. 

Z tych rozmyśleń wyrwało mnie puknie do drzwi. Do komnaty nieśmiało weszła Sara.
-Paniczu list do Pana. - Powiedziała ze łzami w oczach. - To z Arkadii. -Podała kopertę i wyszła. Drżącą ręką rozerwałem kopertę. 
 Dnia 07.02.2014r. w wieku 16 lat
odeszła ukochana  Królowa Arkadii
Ś.P.
Rosalie Winslet
Pochowanie ciała nastąpi 14.02.2014r. o godz. 11.00 przy Królewskim Grobowcu. 
O czym zawiadamia pogrążona w smutku Helen Montgomery

Mężczyzna doskonale wiedział, że to się wydarzy ale i tak był wściekły. Podarł kartkę i wyrzucił prze okno a dla wyładowania emocji walił pięścią o ścianę aż poleciała krew.
 -.-.-.-.-
Gdzie ja jestem? Nie mogę sobie przypomnieć jak się tutaj dostałam. Nie wiem dlaczego tutaj jestem. Co działo się wcześniej. Dookoła mnie była rażąca biel. Nie było ścian, ziemi. Nie było nic. Unosiłam się siłą woli. Byłam wolna, szczęśliwa i bezpieczna. Ale nie na zawsze.  Ukazała mi się grupa ludzi ubrana w purpurowe szaty. Z tyłu za nimi stała Cristina.

-Witaj księżniczko. Jesteśmy Twoimi przodkami. Wszyscy mieliśmy błękitną krew i wszyscy zostaliśmy przez nią zabici. Jednakże Twój przypadek jest wyjątkowy. Poświęciłaś się dla innych, złożyłaś ofiarę. Wszyscy są Ci za to wdzięczni. Zdjęłaś część klątwy, która wisi nad Arkadią.- Oznajmiła starsza kobieta o czarnych włosach, pięknych zielonych oczach i z łagodnym wyrazem twarzy. 
-Przepraszam, ale nie do końca rozumiem o czym mówicie. O jaką ofiarę wam chodzi? Klątwę? Kim jesteście? -Tak wiele pytań miałam i żadne bez odpowiedzi. 
-Każde z nas zasiadało kiedyś na tronie Akradii. Są tutaj również Twoi rodzice.-Wskazała ręką a majestatycznie wyglądającą parę. W wieku około 40 lat. Biła od nich potężna aura.- Zostałaś zamordowana ale to była ofiara za wolność dla Twoich przyszłych poddanych. A klątwa o której wspomniałam brzmi tak:Narodzi się dziecię wraz z nadejściem nowego roku. Będzie ono jak świt i zachód. Jednak minie 16 wiosen zanim przybędzie na pomoc. 16 lat państwo będzie pogrążone w żałobie. 16 lat cierpień, 16 lat niewoli, 16 lat prześladowań. Kiedy nastanie odpowiedni czas dziecię powróci i zasiądzie na tronie. Lecz aby klątwa została zdjęta potrzeba ofiary. Tylko osoba o czystym sercu będzie mogła oddać życie za innych. Dokona się cud zmartwychwstania. Dziecię powróci ponownie. Lecz to nie jest koniec. Koniec fatum nastąpi wraz z narodzeniem owocu, który przypieczętuje pokój i harmonię między dobrem a złem.
-Ale z tego wynika, że wrócę na ziemię. Czy to możliwe?-Spytałam z nadzieją w głosie.
-Tak. Rozpocznie się nowa era, której początkiem jesteś Ty. Jest jednak jeszcze coś.-Kobieta odeszła na obok a przede mną stanęła Cristina.
-To nie jest nasze pierwsze spotkanie. Obiecałam Ci, że jeśli opanujesz żywioł wody podaruję Ci coś co pozwoli na pokonanie łowcy. Znamię na Twoim nadgarstku przypieczętuję zdolność panowania nad wodą.- I delikatnym ruchem dłoni sprawiła, ze na nadgarstku pojawiła się okrągłe znamię i kroplą wody w środku.- Natomiast ja na mocy danego mi prawa obdarzam Cię częścią mocy Posejdona. Gdy będziesz w potrzebie a w pobliżu będzie woda i stworzenia żyjące tam, przybędą one na każdy Twój rozkaz.
-Dziękuję Ci i wam wszystkim. Jestem wam bardzo wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiliście i mam nadzieję że was nie zawiodę.
-To my dziękujemy Tobie. A teraz zamknij oczy, pora abyś wróciła do żywych, tam jesteś bardziej potrzebna.-Powiedziała starsza kobieta i wszystko znikło.


Wiem, że rozdział jest krótki ale wolę dodawać mniejsze rozdziały a częściej. Mam nadzieję, że wam się podoba wam się opowiadanie i zachęcam do komentowania. 

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 6

'Nikt nie pot­ra­fi kłamać, nikt nie pot­ra­fi nicze­go uk­ryć, jeśli pat­rzy ko­muś pros­to w oczy.'
Ciemność. Ból. Strach. Łzy. Pustka. Leżę w obskurnej celi i czekam.. tylko na co?? Na wolność, którą przyniesie mi śmierć. Czekam i błagam aby ktoś przyszedł i wydał na mnie karę śmierci. Czuję, że zawiodłam wszystkich, siostrę oraz samą siebie. Ale w sumie o czym ja marzyłam? Że zmienię świat? Niestety poniosłam porażkę, teraz pozostaje mi czekać.
-.-.-.-.-
-Damonie!- Mężczyzna odwrócił głowę w stronę blondynki.- Słuchasz mnie? Musimy się jej pozbyć jak najszybciej. Niedługo przybędą nefilim z armią. Nie zostawią jej tak. Za dużo dla nich znaczy. Za dużo jest warta. Jest dla nich nadzieją na lepsze jutro. Trzeba ją zniszczyć, ona zagraża naszemu państwu.
-Sophie, spokojnie mam plan ale nie mogę jej zabić. Dałem słowo że jeśli ją zabiję że nie tknę nikogo z Arkadii.- Brunet wstał z tronu i podszedł do okna.- Niech służące się nią zajmą. Niech weźmie kąpiel i dajcie jej białą szatę.- Po tych słowach ruszył ku wyjściu.
-Najpierw ją porywasz i a teraz traktujesz jak księżniczkę? Jeśli Ty się jej nie pozbędziesz zrobię to sama. A potem dorwą Cię nefilim. -Sophie przeszyła wzrokiem kochanka i odeszła.
 -.-.-.-.-
-Panienko Rosalie. Musimy iść, król  Pani oczekuje.
Pół przytomna z trudem podniosłam się na nogi. Przed upadkiem ochroniła mnie kobieta, która po mnie przyszła. Miała koło 50, ciemne włosy i niebieskie pełne dobroci i lęku oczy. Oparłam się o jej ramie i ruszyłyśmy schodami na górę. Próbowałam sobie przypomnieć jak tutaj trafiłam ale ostatnie co pamiętam to szyderczy śmiech Sophie. To ona wydała Amy w ręce Damona. To ona zdradziła królestwo. Ale teraz jest to bez znaczenia. Idę przygotować się na śmierć. Damon mnie zabije ale za to moi poddani będę bezpieczni. Jestem gotowa się dla nich poświęcić, będę ofiarą, która wyzwoli Arkadię od bólu i cierpienia. Nikt nie będzie już prześladowany, każdy dostanie to czego pragnie najbardziej, czyli wolności. Doszłyśmy do łazienki. Wanna pełna ciepłej wody a zapach róż koił i uspokajał. Na wieszaku wisiała biała szata. Służąca powiedziała abym się umyła i ubrała w sukienkę.
Nie miałam pojęcia co mnie czeka ale byłam gotowa poświęcić się dla innych.
Biały materiał otulał moje ciało i delikatnie podążał za mną szurając po marmurowych schodach. Na szczycie ich ukazała się ogromna przestrzeń w której przeważał kolor ciemno zielony i metaliczny srebrny. Jedną ścianę zastąpiły ogromne okna przed, którymi umiejscowione były trzy trony. Po obu stronach ściany zastąpiono regałami na książki wykonanymi z czarnego hebanu. Znajdowały się tam również cztery czarne sofy, po dwie na każdej stronie.  Tam właśnie siedział Damon, przeglądał jakąś księgę i nawet nie zwrócił na nas uwagi. Po chwili delikatnie odłożył ją na bok i z gracją poszedł w stronę okien. Sara (tak miała na imię pokojówka) dała mi znać abym podeszła bliżej. Nogi się pode mną uginały. Po karku spływały krople potu od których zaczęły mi się sklejać włosy. Byłam przerażona. Za chwilę miałam zginąć a wszyscy tu zgromadzeni zachowywali się jakby nic ich nie interesowało.
-Witaj Rosalie, miło mi Cię gościć w moich skromnych progach.- Król Erny powitał mnie z drwiącym uśmiechem na twarzy.
-Nie widzę powodów do radości. Przyszłam tutaj złożyć ofiarę. Oddam życie za moich poddanych i Arkadię.
-Och.. Rose. A kto powiedział, że Cię zabiję? Tak, zawarliśmy umowę, której nie mogę złamać. Słowo dane przez osobę błękitnej krwi jest święte. Tylko głupiec mógłby złamać daną obietnicę.
-Płynie w Tobie błękitna krew?
-Tak. Na całym świecie jest tylko 13 osób z tym niezwykłym darem. Wczoraj zdążyłem się przekonać o Twoich zdolnościach związanych z wodą. Przyznam, że są imponujące.
-Należało Ci się za to co zrobiłeś. Włamałeś się i chciałeś porwać moją siostrę!
-Nie chciałem jej porwać tylko wykorzystać jako przynętę. Wiedziałem, że nie pozwolisz aby inni ponosili karę za Ciebie. Jesteś zbyt dobra, kochająca, pełna nadziei i wiary. Jesteś zbyt czysta.- Patrząc mi prosto w oczy ostatnie zdanie wypowiedział z odrazą.
-I tym się właśnie różnimy. Ty nie wiesz co to miłość. Nie wiesz jak to jest być kochanym. Straciłeś rodzinę za, którą nie tęsknisz bo nic Cię z nią nie łączyło.-Wykrzyczałam mu to prosto w jego oczy.  Po czym do sali pewnym siebie krokiem weszła Sophie.
-Widzę, że nieźle się tu beze mnie bawicie. Damonie, czy aby nasz gość nie był tutaj zbyt dobrze traktowany?- Szyderczy uśmiech zagościł na jej ustach.
-Rób co do Cb należy.-Odrzekł brunet po czym usiadł na tronie.
-.-.-.-.-
Z punktu widzenia Sary
Po tym jak Jego Wysokość pozwoliła Sophie zająć się dziewczyną moje oczy nigdy nie widziały czegoś równie okropnego.
Blondynka zaczęłam obrażać i szturchać Rose. Nieliczni nawet śmieli się z tego. Uderzenie w brzuch, jedno drugie.. Mocnym uderzeniem w kość piszczelową powaliła niewiastę na podłogę. Zadawał jej koleje obrażenia. Kopała w brzuch na zmianę w kolejnymi wyzwiskami.  Ale biedna dziewczyna nie zważała na to, czekała na kolejne ciosy. Przyjmowała się z godnością. Mimo zadawanego bólu nie odzywała się, nie prosiła o pomoc. Jej postawa jeszcze bardziej rozwścieczyła blondynkę. Zdrajczyni wzięła bat i zaczęła uderzać nim o plecy leżącej. Sukienka pokryła się ciemno czerwonym płynem. Wydałam z siebie okrzyk przerażenia. Cios za ciosem a dziewczyna nadal się nie poddawała. Nawet znalazła dość siły aby wstać. Chwiała się, z ledwością utrzymywała się na nogach. 
Spojrzałam na Damona. Był pod wrażeniem wyczynu młodej brunetki. Jednak mimo to nie powstrzymał swojej towarzyski przed zadaniem kolejnego ciosu. Krew trysnęła z ramienia poszkodowanej. Dotknęła rany i wykrzywiła twarz z bólu. Odwróciła się w stronę władcy i spojrzała mu prosto w oczy. 
-.-.-.-.-
 Patrzyła na mnie oczami pełnymi bólu. Łza spłynęła jej z policzka. Przez chwilę pomyślałem aby do niej podbiec wytrzeć łzę i objąć ramieniem. Ale nie mogę. Muszę być okrutny i bezwzględny tylko w taki sposób mogę odnieść zwycięstwo. Spojrzałem na Sophie trzymała w ręku srebrny miecz. Powoli podeszła od tyłu do Rose i zadała jej śmiertelny cios w plecy przeszywający jej serce. W ułamku sekundy znalazłem się u boku umierające. Miałem ochotę krzyczeć, płakać. Jakbym stracił coś cennego. Zakazałem  tej głupiej blond dziewczynie jej zabijać. Ale nią zajmę się później teraz najważniejsza jest Rosalie. Ona umiera. Umrę i ja bo złamałem dane słowo. Z bólem patrzyłem na jej zmasakrowane ciało i krew dookoła nas.
Dopiero teraz zrozumiałem, że się w niej zakochałem, że to dlatego ciągle o Niej myślałem, każdej nocy była w moich snach. Była ukojeniem i nadzieją. Była moim aniołem. A teraz jej nie ma. Nie ma tego czego najbardziej pragnąłem. Zabiłem jedyną osobę na której mi zależało.
Pochylony na jej twarzą usłyszałem szmer. Ostatkiem sił i iskierką w oku powiedziała:
-Jeszcze się spotkamy
Odeszła. Jej dusza poszła do raju. Ale byłem spokojny. Jej słowa były obietnicą, której dotrzyma. Wiem, że tak będzie bo nie kłamała. Jeszcze nigdy mnie nie okłamała.

Owszem, drogi tych dwojga młodych ludzi jeszcze nie raz się ze sobą połączą. Tylko nikt nawet nie przypuszczał, że stanie się to tak szybko. 


Długo mnie tutaj nie było ale zamierzam to zmienić. :) Postaram się dodawać nowe posty co tydzień. Ale ma prośbę aby każdy kto czyta mojego bloga napisał komentarz. To dla mnie ważniej bo wtedy mam motywację do dalszego pisanie. Więc jeśli chcecie poznać ciąg dalszy powiadania zostawcie po sobie ślad.